Powrót na pielgrzymkowy szlak...
niedziela, 06 września 2015 00:00

Pewne decyzje rodzą się spontanicznie, jakby obok nas, ale tak naprawdę, to „Duch tchnie jako chce”… Tak było z decyzją, by po 24 latach wrócić na pielgrzymkowy szlak, choćby na jeden dzień.

Dlaczego właśnie w tym roku kilka słów Zięcia: „Tato, a może byśmy poszli?” padło na podatny grunt, trudno logicznie wytłumaczyć. Raptem wszystko zaczęło się układać – zgoda naszych Żon, pomoc Rodziców Zięcia, mieszkających w Krzepicach, urlop i… przed godziną 6 meldujemy się w kościele Świętego Jakuba – to dobry znak, taki patron Camino. Chusty, znaczki pielgrzymkowe, plecaki – i wokół ludzie, cały kościół ludzi z takimi samymi identyfikatorami – pielgrzymi – bracia i siostry w pielgrzymim trudzie. Ofiara Eucharystyczna, krótkie kazanie, gremialna komunia, błogosławieństwo dla pielgrzymów. Jeszcze krótkie oczekiwanie po Mszy i sakramentalne słowa Księdza Przewodnika Stanisława: „Ustawiamy się za krzyżem” i (powtarzane pózniej na każdym postoju): „Szukamy ochotników do niesienia tub”.

Ruszamy z impetem, jeszcze pełni sił, pozdrawiamy stojących ludzi, mijamy kolejne ulice i wychodzimy z Krzepic. Idzie około 200 osób! Wyciszeniu pomaga modlitwa poranna, powoli wchodzimy w rytm pielgrzymkowy. Ten powtarzany potem praktycznie do końca łańcuch: rozważanie, piosenki inicjowane przez scholę, modlitwa. Kilometry nawijają się na nogi, ale pomaga pogoda – pochmurno, wiatr. Pierwszy odpoczynek, pasterskie odwiedziny Księdza Proboszcza, śniadanie i nieodzowne krzaczki.

W drugi etap wchodzimy już rozgrzani. Mijane miejscowości pozdrawiamy piosenką „Witamy was, alleluja”. Dołączają się Iwanowice. Największe wrażenie zrobiły na mnie – chyba w Waleńczowie - dzieci przedszkolne, których przejęte buzie wyglądały przez okno. Ksiądz Stanisław zachęca: „Dobrze, że jesteś, co by to było gdyby Cię nie było”… Skąd dziewczyny ze scholi mają siły iść i śpiewać? Zaczynają boleć nogi. Gdzie ten Kłobuck? Wreszcie – jest. Skrót obok „Netto”, schodki i kościół Świętych Marcina i Małgorzaty, w którym pięknie przywitał nas miejscowy proboszcz. Jeszcze odsłonięcie obrazu Matki Bożej, Niepokalanej Ucieczki Grzeszników, krótka modlitwa i – można odpocząć. Cóż, kiedy zaczyna padać i pielgrzymi … zniknęli.

Trzeci etap do Białej był dla mnie kryzysowy. Nie starcza już sił na śpiew, tylko oddech i jeszcze jeden krok. Zaradni pielgrzymi zaopatrzyli się w Kłobucku w peleryny i pielgrzymka stała się kolorowa. Miejscowości ciągną się i nie chcą skończyć. W końcu Kamyk przechodzi w Białą, postój i … krzaczki. Pojawia się pytanie – czy dojdę? Maryjo, dodaj sił.

Czwarty etap – najdłuższy – o dziwo nie jest najgorszy. Mimo pomyłki trasy i konieczności zawrócenia idzie się łatwiej, zmęczenie nie jest już tak dotkliwe – może dlatego, że widać już cel – wieżę Jasnej Góry? Włączam się w śpiew niespożytej scholii, mijamy kolejne tablice, określające odległość do Jasnej Góry, jest coraz bliżej i bliżej. Wreszcie plac przed szczytem, gdzie trwa Msza św., mury klasztoru, pokropienie wodą święconą (nie żałował jej ojciec paulin) i Kaplica, gdzie króluje Ona. Krótkie, jakże krótkie spotkanie z Matką, pośpiesznie wyszeptane podziękowanie, że pomogła, że doszedłem, powierzenie Jej intencji pielgrzymkowej – i trzeba wyjść. Bracia i siostry pielgrzymi rozproszyli się – to już koniec…

Pragnę podziękować Księdzu Przewodnikowi i wszystkim kapłanom, służbom porządkowym pielgrzymki, scholii i wszystkim braciom i siostrom pielgrzymom: „Dobrze, żeście byli, Bóg zapłać”. A bolące nogi (i nie tylko…) to cenna pamiątka pielgrzymiego trudu.

 

Jan DalPielgrzym z Wrocławia